Aktualności

:: Strona główna
:: Sprawy bieżące
:: Kalendarium szkolne

O szkole

:: Dane adresowe i kontakt
:: Historia szkoły
:: Galeria zdjęć
:: Osiągnięcia
:: Dokumenty szkolne
:: Organizacje szkolne

Administracja

:: Dyrekcja szkoły
:: Nauczyciele
:: Biblioteka
:: Pedagog szkolny
:: Gabinet lekarski
:: Sekretariat
:: Księgowość

Uczniowie

:: Plan lekcji
:: Klasy
:: Samorząd szkolny
:: Materiały dla ucznia
:: Dzwonki
:: Prace uczniów

Dla Rodziców

:: Rada Rodziców
:: Dyżury nauczycieli
:: Informacje dla Rodziców

Rekrutacja

:: Rekrutacja
:: Dni otwarte

 

 

 

Kronika z Quebecu

Właśnie mija drugi miesiąc od chwili, kiedy wyszłam z lotniska w Montrealu i wzięłam z ulgą głęboki wdech. Od tego dnia minęło jeszcze kilkanaście długich dni, zanim przekroczyłam próg Uniwersytetu Montrealskiego. Czas oczekiwania był oczywiście bardzo trudny i pełen wątpliwości: ,,Czy sobie poradzę?", ,,Czy podjęłam dobrą decyzję?", ,,Jak zostanę przyjęta?". Potrzeba było co najmniej tygodnia studiów, żeby odpowiedzieć sobie na te i wszystkie inne pytania, które zaprzątały mi głowę.
Uniwersytet Montrealski to ogromna placówka, goszcząca corocznie w swoich progach około 60 tys. studentów, z czego 6 tys. osób to studenci zagraniczni niebędący
stałymi rezydentami Kanady, tacy jak ja.

 

 

Zdawałoby się, że to dużo, ale dokładniejsza analiza statystyk pozwoliła mi dowiedzieć się, że tylko 6 osób (łącznie ze mną) to Polacy, a żaden z nich nie studiuje na tym samym wydziale. No cóż, może i dobrze, wyklucza to używanie języka polskiego, co na zajęciach jest zabronione. Jednak kierunek, na którym studiuję, czyli ,,Język francuski dla obcokrajowców" skupia wszelkie nacje świata: od Rosjan, przez Arabów, Chińczyków, Afrykańczyków, Afroamerykan, skończywszy na narodach latynoskich i latynoamerykańskich. Podczas spaceru po korytarzach pawilonu 3200 Jean-Brillant słyszę dosłownie wszystkie języki świata: te, które znam i te, które brzmią zupełnie obco. Przy pierwszej próbie kontaktu jestem w stanie rozpoznać narodowość rozmówcy: nie tylko po akcencie, ale głównie po zachowaniu. Niestety, muszę przyznać, że my, Słowianie, wypadamy pod tym względem blado. Ale nie chcę powielać własnych wypowiedzi.

 

 

Po półtoragodzinnej podróży autobusem i metrem z Boucherville do serca Montrealu, wysiadamna stacji metra Université de Montréal. Moim oczom ukazuje się Mont Royal,
a na nim ogromny budynek składający się z wielu pawilonów. Robi wrażenie. Ale ja kieruję swoje kroki w inną stronę, mianowicie w kierunku Wydziału Edukacji Permanentnej.
Uniwersytet Montrealski oferuje studentom ogromny wybór kierunków kształcenia, jak i zajęć w czasie wolnym. Po długim dniu spędzonym na wykładach, można pozwolić sobie na wysiłek fizyczny w centrum sportowym CEPSUM, odprężyć się przy dobrym filmie lub muzyce, albo poszerzyć swoją wiedzę na różnego rodzaju kołach zainteresowań. Wybór jest przeogromny, a poszerzy się jeszcze, jak tylko stopnieje śnieg. Jednym słowem, nie można narzekać na nudę.
Warte omówienia są także władze uczelni i grono pedagogiczne. Nie sposób ogarnąć pamięcią nazwisk najważniejszych osobowości uniwersytetu, ale jedna z nich jest dla mnie szczególnie ważna- to pani Hélene David, o której wspomniałam już we wcześniejszym artykule, v-ce rektor do spraw stosunków międzynarodowych. Ona i jej zastępcy wprowadzili mnie w życie uczelni, ułatwiwszy mi tym samym akumulację w jej środowisko.

 

Zajęcia prowadzi łącznie około 2600 wykładowców, z czego na palcach obu rąk można policzyć osoby, które znam. Ta znajomość pozwala mi jednak spokojnie kontynuować studia i być pewną, że mogę liczyć na pomoc merytoryczną zarówno osobiście, jak droga mailową lub przez telefon. Każdy chętnie udzieli informacji i wsparcia. Są to osoby bardzo kompetentne i mogę ufać, że każde z nich sumiennie wykonuje swoją pracę.
Jeśli chodzi o język francuski, no to cóż... nie było łatwo, bo Quebekczycy z trudem dogadują się nawet z Francuzami. Dla wtajemniczonych na ten przykład: zamiast lave-linge ci mówią laveuse, witają się allo i tylko czasami salut. Że nie wspomnę o anglicyzmach, które są zupełnie inne niż we francuskim metropolitalnym. Za to fonetyka w quebeckiej odmianie języka francuskiego jest dużo wyraźniej zarysowana, szczególnie samogłoski ustne i nosowe, co jest bardzo pomocne dla studentów uczęszczających na zajęcia z fonetyki korekcyjnej. Francophones, czyli rodzimi użytkownicy języka francuskiego są potocznie nazywani przez anglophones ,,frogs", czyli ,,żaby". Ci nie pozostają im dłużni, nazywając anglophones ,,tetes carrées", czyli ,,kwadratogłowi". Ale ogólnie współżycie tych dwu grup językowych układa się całkiem nieźle.
Nie brakuje tu też słownictwa, rzekłabym, bardzo potocznego, a wręcz momentami wulgarnego. Ale w tej dziedzinie to nasza nacja w dalszym ciągu plasuje się na pierwszym miejscu, co nie zawsze jest powodem do dumy: ,,O, jesteś Polką, jak miło, znam kilka słów po polsku: (cenzura)..." I ten moment, kiedy muszę tłumaczyć swoją minę- bezcenny!
Zderzenie tylu kultur w jednym miejscu, jakim jest Uniwersytet Montrealski, jest naprawdę cudownym doświadczeniem. Jeśli jest się otwartym i gotowym na wyzwania, to cały świat może być dla nas domem. A ja staram się robić wszystko, by odmienić niezbyt pochlebne stereotypy o Polakach. Tymczasem pozdrawiam wszystkich i każdego z osobna i życzę sobie i Wam, żeby wiosna się zlitowała i przyszła jak najwcześniej.
Ciąg dalszy nastąpi wkrótce.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

<< Wstecz

Copyright by LO Nr I | Valid HTML 4.01 & CSS

szablon pochodzi ze strony szbloniki.com